Bloodspill |
Wysłany: Pią 17:55, 28 Gru 2007 Temat postu: KRÓLESTWO SERC |
|
ROZDZIAŁ 1.
Otworzyłam oczy, chociaż powieki ciążyły mi tak, jakby ktoś przywiązał mi do rzęs kilogramowe odważniki. Leżałam na swoim łóżku, oczywiście w poprzek, bo ostatnimi czasy miewałam bardzo dziwne sny. Jedna moja stopa powędrowała w nocy po ścianie w kierunku dużego obrazu przedstawiającego galopujące konie. Dostałam go od Alicji na osiemnaste urodziny. Był świetny. Moja druga noga, podkulona do granic możliwości odczuwała skutki skurczu. Głowa prawie że zwisała mi z łóżka. Nie mam pojęcia, jak ja przyjęłam tą pozę, i jak mogłam tak spać. W pokoju oprócz mnie nie było nikogo, bo moja siostra, Ewka wyjechała z rodzicami do babci na kilka dni.
Byłam sama. Starając się jakoś zebrać moje ciało, usiadłam na brzegu łóżka. Na parapecie za zamkniętym oknem siedział Kuba, mój bury kot. Czekał cierpliwie, aż się zbudzę i wpuszczę go do pokoju. Bo musicie wiedzieć, że mieszkam na parterze.
Zdziwiło mnie to, że babcia jeszcze do mnie nie zaglądała. Zazwyczaj robi to już o szóstej rano. Otwiera drzwi i sprawdza, czy śpię. A ja po prostu zakrywam się kołdrą i odwracam do ściany. Wkurzona, że ktoś zakłóca mi sen.
Popatrzyłam na ciuchy walające się po kątach mojego pokoiku. Wzięłam co czystsze i ubrałam się. Moja ulubiona czarna koszulka z japońskimi smokami i podwinięte spodnie, odsłaniające genialne, jasnoniebieskie, wysokie trampki. Doprowadziłm łóżko do jakotakiego stanu i wyszłam z pokoju. Już miałam iść na górę, żeby coś przekąsić, ale z ciekawości zajrzałam do pokoju babci. Siedziała na krześle i oglądała jakiś durny serial ( wszyscy wiedzą, jaki to serial oglądają babcie, więc bez tytułów). Machnęłam jej ręką, na znak, że już jestem przytomna i pognałam na górę, do kuchni. Kot oczywiście za mną.
W kuchni na stole stały puste kubki po herbacie, talerzyki i stos łyżek i widelców. Tak, moja wesoła rodzinka spożywała śniadanko, zostawiając cały ten bałagan dla mnie. Kot łasił się do moich nóg. Podałam mu porcję tej ohydnej mazi, która tak smakowicie wygląda na reklamach. Nienawidzę tyc kocich smakołyków. To jest dla mnie po prostu okropny swąd, wcale nie przypominający wołowiny czy kurczaka. Kubie to najwyraźniej smakowało. Ja zabrałam sie za swoje śniadanie. Bułeczka, dżemik, kakao. Pychota. W trakcie jedzenia zerknęłam na zegarek. Była ósma. Rany, dopiero ósma. I znów zachciało mi się spać. W radiowej Trójce nadawali te durne gadanie polityków. Aż mi się żołądek wywraca, jak ich słyszę... Politycy...Cyrk, nie polityka.
Skonsumowałam śniadanie i zajęłam się ogromna stertą brudnych naczyń. Podkasałam rękawy i w kilkanaście minut kuchnia lśniła. Przypomniałam sobie, że muszę zrobić sobie zakupy, żeby jakoś przeżyć przze te kilka dni bez rodziców. Oni też by nie pozwolili, bym umarła z głodu, i zostawili mi ok. 100 zł na tzw. drobne wydatki, czyli szaleństwa. Wzięłam odtwarzacz CD, który pożyczyła Ewce Jowita, i pomaszerowałam do osiedlowego sklepu.
Minęłam domy bardziej i mniej lubianych przeze mnie ludzi, nie zwracając uwagi na dziwne spojrzenia sąsiadek. Miewały o mnie różne opinie, i tak chyba zostanie na wieki. Dotarłam do sklepu, zdjęłam z uszu słuchawki i ruszyłam w wir zakupów. Oprócz mnie w sklepie była tylko jedna kobieta i sympatycznie wyglądający,czerwonowłosy chłopak o genialnej fryzurze. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Dostrzegł to, i odwzajemnił. Dobra, zakupy. Gazetka, serki, jogurty,soki, bułeczki, chlebek. Jakoś musze przetrwac. Przy okazji rozmieniłam pieniądze na wieczór. Wcześniej umawiałam się z Alicją, że spotkamy się na ratuszu i wyskoczymy na pizzę albo piwo. Jakieś drobne się przydadzą. Nie lubię latać po mieście z grubą forsą w kieszeni. Wróciłam, nie mogąc zapomnieć o tym chłopcu ze sklepu. Na samą myśl o nim uśmiechałam się. Weszłam do domu i napisałam sms-a do Ali. Miałyśmy się spotkac o siódmej pod ratuszem. Rozłożyłam zakupy i włączyłm komputer. Skorzystałam, że nie było ewki, i moge sobie pisać do woli. Ostatnio zajmuję się pisaniem opowiadań, wciągnęło mnie to jak nic innego. Przysiadłam więc i włączyłam sobie ukochane piosenki, czyli utwory z musicalu Disneyowskiego "Króla Lwa", i kompozycje z " Final Fantasy". To naprawdę świetne kawałki. Zaczęłam pisać moje opowiadanie fantasy. Czytały je już dziewczyny z klasy, podobało im się, i to mnie chyba mobilizuje. Nejka nawet pytała, kiedy następne rozdzialy jej dostarczę.
Przy kompie siedziałam do obiadu. Potem babcia zawołała mnie, żebym zjadła ciepłe jedzonko. Zjadłam, i wyszłam na dwór. Było ciepło. Słońce grzało od rana. Nie przepadałam za tego typu pogodą, że słońce męczy już od rana, ale co było robić. Mój pies, Maks, tarzał się w trawie wydając z siebie odgłosy przypominające mruczenie niedźwiedzia. Zresztą, z jego wagą do niedźwiedzia mu już niedaleko .
Zwinęłam piękne jabłko z drzewa sąsiada i wróciłam do domu. Nudziłam się kolejnych kilka godzin, aby wieczorem móc wyjść wreszcie na miasto.
Babcia prosiła, zebym nie była długo. Ja zresztą też nie planowałam włóczyć się całą noc. Po porostu miało to być jakieś dwugodzinne spotkanie z kumpelą. Zanim wyszłam na dwór, zerknęłam na lustro wiszące w łazience. Widniała w nim moja pulchna twarz ozdobiona pieprzykami. Przeczesałam dłonią rude włosy, które wcale nie miały być rude,tylko ciemnobrązowe. Za często farbowałam włosy i teraz wyszło mi to bokiem. Wrzuciłam do odtwarzacza własnoręcznie nagraną płytkę, do uszu włożyła słuchawki i zeszłam na dół. Roznosił się tam przyjemny zapach babcinych naleśników.
- Wychodzę ! krzyknęłam zaglądając do kuchni, w której babcia smażyła moje ulubione naleśniki. Na szafce stał wielki słoik pysznego dżemu wiśniowego. Uwielbiałam wszystko to, co wiśniowe albo waniliowe. Ach, i jeszcze byłam uzależniona od błyszczyków. Babcia kiwneła głową. Zerknęłam na zegarek wiszący przy lodówce. Dochodziła siódma.
Na zewnątrz już się ściemniało,niebo było jasne, bo akurat teraz widniała na nim wielka tarcza księżyca. Wokoło niego jaśniały miliony gwiazd. Nabrałam w płuca chłodnego powietrza, typowego dla początku września i ruszyłam ulicą do miasta. W słuchawkach grała mi najnowsza piosenka Pink. Lubiłam ją. Zwłaszcza jej czadziki.
Dotarłam wreszcie do ratusza, przy okazji cudem unikając kolizji z kilkoma chłopcami na rowerach. Pozabijają się kiedyś przze te szaleństwa, pomyślałam. Oczywiście, byli to jedni z tych, którzy wieczorami organizują sobie zloty na ratuszu i testują nowe tricki. Fajna sprawa. Na murku ratuszowym siedziała drobna postac. Wiedziałamze to Alicja. Obserwowała szalejących roweromaniaków. - Długo czekasz ? zapytałam siadając obok niej
- Nieee.... odparła - kilkanaście minut...
Spojrzałyśmy na pobliską pizzerię. Zazwyczaj był tam megatłum, ale dzisiaj znalazło się kilka wolnych miejsc na powietrzu.
- To co, zamawiamy pizzę i jakieś małe piwko ? wstałam z poobijanego aluminiowymi ramami rowerów muru. Alicja skinęła głową na znak zgody.
Zajęłyśmy miejsca przy drewnianym stole. Ratuszowy zegar wskazywał wpół do dziewiątej. Chłopcy nadal jeżdzili rowerami kląc niemiłosiernie na każdy nieudany trick.
Wybrałyśmy pizzę z anchois, czego potem szczerze żałowałyśmy, widząc te maleńkie rybki poukładane na smakowicie wyglądającej reszcie. Na szczęście zniesmaczenie naprawiłyśmy piwem. Właśnie chichotałam słysząc kolejne wspomnienia z końcówki drugiej klasy liceum, gdy poczułam na sobie to spojrzenie....
Odwróciłam głowę w prawo i ujrzałam tego chłopaka ze sklepu. Jego niesamowita fryzura przykuwała uwagę, nie powiem, ale akurat to nie ona przywoływała mnie w podświadomości. Zapatrzyłam się na niego, on również co raz spoglądał w naszą stronę, choć cały czas udawał, że słucha historyjki jednego z wielu kumpli.
-Paula....Paulina, słyszysz mnie ? Dotarł do mnie zniecierpliwiony głos Ali.
- T...tak... cały czas...
- Mam wrażenie, że jesteś nieprzytomna, otrząsnij się ! Nie słuchasz mnie...
- Popatrz na tamtego kolesia....szepnęłam wskazując jej dyskretnie mojego Nieznajomego.
- Ojejku... uśmiechnęła się - Genialny fryz ! Kto to ?
Alicja, odkąd pamiętam,. lubiła chłopców z niesamowitymi fryzurami, kolorami tychże fryzur i ogólnie tych, co wybijali się z tłumu. Nawet chciała ufarbować sobie włosy na taki sam kolor jak ma jej ukochany wokalista, lider Panic At The Disco.
Uganiała mnie po wszystkich sklepach kosmetycznych, ale nie znalazła zielonej farby, ani nawet płukanki. Biedulka.
- Nie wiem, spotkałam go dzisiaj rano w sklepie... Fajny, prawda ?
- Pewnie ! zachichotała. Spojrzałam w stronę, gdzie balował razem z kolegami. I znów spojrzał na mnie tym wzrokiem. jakby czegoś ode mnie chciał.
Dopiłyśmy piwo i wyszłyśmy z lokalu. Ja z żalem oglądałam się za Nieznajomym. On jednak był juz zajęty rozmową z przyjacielem. Szłyśmy powoli przez miasto, aż do skrzyżowania, przy supermarkecie, przy którym sie zawsze rozstawałyśmy po szkole.
- Już niedługo szkoła, znów spotkamy Szymona, Sąsiadów... westchnęła Alicja
- Masz rację... odparłam i poczułam, jak serce mi łomocze. Nieznajomy szedł ze swoimi przyjaciółmi w nasza stronę...
- No, to do zobaczenia za kilka dni ! machnęła Alicja i poszła swoją drogą. Ja założyłam na uszy słuchawki. Tym razem trochę j-rocka. Dir En Grey. Ciekawie wyglądająca kapela. Zresztą, mało który Japończyk nie wygląda dla mnnie ciekawie. Uwielbiam Kraj Kwitnącej Wiśni, Nippon czy jak to się tam jeszcze inaczej zwie. Weszłam w ciemną uliczkę. Bałam się tamtędy chadzać. Miałam w głowie mroczne scenarisuze typu : złapie mnie za ramię, przewróci na ziemię i zechce pieniędzy, albo przystawi mi lufę do głowy i zażąda kasy, choć nie mam przy sobie ani grosza.... Brrr.... Nigdy bym się nie spodziewała, ze ta wersja z łapaniem mnie za ramię się ziści. Poczułam delikatne szarpnięcie. Zamknięta w świecie muzyki z odtwarzacza poczułam, jakbym miała za chwilę umrzeć. Odwróciłam się i nie wierzyłam własnym oczom... Nieznajomy !
- O co.... co...co chodzi ?
A on uśmiechnął się przyjemnie....
- Jestem Karol, spotkaliśmy się dzisiaj w sklepie, pamiętasz ?
-Tak... wybąknęłam nadal nie wierząc w to zjawisko przede mną - a ja jestem Paula...
- Wybacz, jeśli cię przestraszyłem....
- Nie szkodzi... kiwnęłam głową - To normalne, że ktoś mnie zaskakuje...
- Wracasz do domu ?
- Tak, miałam nie wracac późno...Może spotkamy się jeszcze ? Powiedziałam ośmielona.
- Dobrze, miałem zapytać o to samo ! Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Czułam, że ta osoba jest naprawdę sympatyczna. Podałam mu numer telefonu.
- na pewno się skontaktujemy... odparł na odchodnym. Ja założyłam słuchawki i pomachałam mu z uśmiechem, po czym jak na skrzydłach ruszyłam do domu. Gdybym wtedy nie założyła tych piekielnych słuchawek, i gdybym się odwróciła, może zobaczyłabym ten błysk ognia w jego oczach, te słowa, którymi obiecywał mi, że spotkamy się szybciej niż śmiem przypuszczać. I zobaczyłabym coś, co by mnie powaliło.... Kartka z moim numerem telefonu, spłonęła mu na ręku.... |
|